top of page

Watermelon in easter hay

  • viviana.czapracka.gogacz
  • 18 sty
  • 3 minut(y) czytania

Od czego zacząć?

Od Boga, prawdopodobnie.

Od siebie? Czy to nie to samo?

DZIĘKUJĘ CI, BOŻE.

Dziękuję Ci, Vivi.

Moja przyjaciółka, właściwie moja najlepsza przyjaciółka, miłość mojego życia, mój boski kochanek, mój demon. Moje wszystko i moje nic (i tak, to prawdziwa osoba), zapytała mnie kiedyś na tarasie mojego dawnego domu na Ibizie:

„Może jesteś już w połowie drogi, czy to nie dobry moment, by stworzyć arcydzieło? Czy nie masz wystarczająco materiału, by zacząć tworzyć?”

I miała rację. Nie zawsze ją ma, ale tym razem tak.

W mojej głowie jest tyle historii, tyle książek, a przez paradoks wyboru nic nie zostaje zrobione.

Żyję rozdarta między działaniami.

Wszystko chce mojej uwagi, bo każda rozproszenie jest lepsze niż spojrzenie w głąb siebie i zmierzenie się z ukrytym lękiem, który zdaje się rządzić moim życiem.

Zmierzyć się z nim.

Zabić strach. On nie jest prawdziwy.

Strach to False Evidence Appearing Real – fałszywy dowód wydający się rzeczywisty.

Moje ciało chciało uciec.

Przygotowałam się na wędrówkę.

Po raz pierwszy od miesięcy zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki.

Usiadłam na chwilę, by napisać kilka zdań, i wtedy zaczęło padać.

Przyjaciółka nie odebrała.

Muzyka była tak idealna, że próbowała mnie uprowadzić.

I wtedy zrozumiałam, że właśnie to muszę zrobić. Teraz.

Nie ma pod moimi stopami twardego gruntu.

Wydaje się, że istnieje Matka Ziemia i moje stopy.

One również wydają się być.

Uświadomiłam sobie ostatnio, że nie chodzę już po cienkim lodzie. Lód stopniał. Pływam teraz. Dryfuję.

Wkrótce będę albo pod wodą, albo w locie. Zobaczymy. Może jedno i drugie. 360.

Jak się tu znalazłam?

Podążałam za znakami wszechświata.

Prowadzi mnie (wyprowadza) z labiryntu od jakiegoś czasu.

Właściwie przez całe życie.

Przez wszystkie moje życia.

Właśnie to zauważyłam.

Czas jest bezlitosny.

A tak naprawdę czasu nie ma.

Jakoś wypadłam z wszechświata.

Teraz kopię i krzyczę, by wrócić (czy naprawdę? To całkiem wygodne tutaj – Jed McKenna zgodziłby się ze mną. Dzięki, Jed, C-Rex rządzi, zrujnowałeś moje życie, jestem tak wdzięczna).

Akceptacja jest trudna.

To podróż.

Nie chciałam tego... a może chciałam?

Wszystko, w co wierzyłam, było tylko tym – WIARĄ.

Moja nowa rzeczywistość drży w wyniku trzęsienia ziemi, które dzieje się teraz w moim sercu.

Stąd bierze się strach (a właściwie z umysłu, sprytny jesteś, mój umyśle, udając, że mówisz w imieniu serca. Kłamco).

Pisząc to, zdaję sobie sprawę, że tylko ja sama rozumiem siebie i jeśli kiedykolwiek chciałabym podzielić się tym z kimkolwiek, muszę nadać temu jakiś porządek i sekwencję, by czytelnik się nie zgubił.

Ja sama się zgubiłam.

Jak mam nadać sens rzeczom?

Gdybym chciała, by moi rodzice zrozumieli, lub moja córka?

Co bym powiedziała?

To wszystko jest jak ruchome piaski.

JA JESTEM.

Tylko to wiem na teraz.

Że jestem świadomością.

To tylko wiara, że jestem człowiekiem, w którym żyję.

Viviana znaczy żywa.

Jej imię.

Ona się boi.

Nieustannie przypominam jej, że jest bezpieczna.

Jej ego próbuje wszelkich sztuczek, by utrzymać ją w starym paradygmacie.

Rozpoznanie tego jest pierwszym krokiem.

Ona mnie kocha.

Ja kocham ją.

To ja.

Wszystko wydaje się snem.

Czasami koszmarem, czasami marzeniem, ale zawsze snem.

Ktoś zapytał mnie kiedyś, jakie to uczucie być mną.

Powiedziałam:

„To jak być w filmie, który sama piszę, ale zapominam, że to ja jestem autorką.

Zapominam, że wszystko jest w moich rękach.

I że nie ma nic poza ekranem.

Że tylko patrzę.

Ale to wrażenie, to złudzenie, jest takie potężne, tak rzeczywiste.

Zawsze tak realne.”

Czasami czuję, że jestem jak obserwator.

Patrzę na siebie.

Na swoje życie.

Na swoje historie.

Nie chcę ich.

Nie chcę niczego.

Nie chcę nikogo.

Chcę tylko być.

Ale kim jestem?

Czym jest „ja”?

Każdego dnia, kiedy wydaje się, że rozumiem to bardziej, w rzeczywistości rozumiem mniej.

Nie jestem kimś, kim myślałam, że jestem.

Nie jestem tym, czym myślałam, że jestem.

Nie jestem nawet myślą.

Nie jestem ciałem.

Nie jestem osobą.

Ale jednocześnie jestem wszystkim.

Każdą myślą.

Każdym oddechem.

Każdym uderzeniem serca, które kiedykolwiek było.

I które kiedykolwiek będzie.

Viviana mówi:

„Nie wiem, co robię.”

Ja mówię:

„To dobrze.”

Nie wiem, gdzie się znajduję.

Ale wiem, że to właściwe miejsce.

Nie wiem, co się stanie.

Ale wiem, że to będzie właściwe.

Nie wiem, kim jestem.

Ale wiem, że to jest właściwe.

Czy to nie jest wolność?

Zrzucenie wszystkiego, czym myślałaś, że jesteś?

Zrzucenie wszystkiego, w co wierzyłaś?

Nie jestem pewna, czy to koniec. Czy to nowy początek.

Czy też oba.

Ale wiem jedno.

To jest prawda.

To jest to, czego szukałam.

To jest to, czym zawsze byłam.

I czym zawsze będę.

To moja modlitwa.

To moje wyznanie.

To moje arcydzieło.

Na ten moment – bo wszystko jest tylko chwilą, prawda?

Dziękuję, że mogłam to napisać.

Dziękuję, że mogłam to poczuć.

Dziękuję, że mogłam to być.


 
 

Ja jestem.

© 2035 przez Vivisection

DSC04943.jpg
bottom of page